Przeznaczeni do niekończącego się przekładania papierów skompromitowani szpiedzy – czyli kulawe konie – znów zostają wplątani w zaskakujące wydarzenia (a może raczej: znów wciskają się tam, gdzie nikt ich nie zapraszał?). Ulica Szpiegów” to czwarta, niezwykle wysoko oceniona przez krytyków część sensacyjnego cyklu stworzonego przez Micka Herrona.

Ulica Szpiegów”, czwarta już część bestsellerowej serii szpiegowskiej, serwuje nam iście wybuchowy powrót do Slough House. No cóż – dosłownie. Bo oto niewinnie zapowiadający się flash mob – czyli zaskakujące dla postronnych widzów zgromadzenie mające na celu wyłącznie rozrywkę – okazuje się wydarzeniem tragicznym, a co gorsza: jako takie zaplanowanym. W zatłoczonym centrum han­dlowym detonuje się młody mężczyzna, a zadaniem MI5 jest odkryć jego tożsamość i ustalić motywy działania. Swoje trzy grosze, jak zawsze, koniecznie musi dorzucić owiany aurą niechęci zastęp kulawych koni, czyli skompromitowanych szpiegów ze Slough House – niechcianej, nielubianej i niedocenianej (nie bez powodu) części brytyjskiego kontrwywiadu.

W Slough House spotykamy znanych już nam bohaterów, i nie ma wątpliwości – w ostatnich trzech tomach zdążyliśmy ich naprawdę polubić. Choć może nie zaliczajmy do tego grona samego szefa kulawych koni, czyli Jacksona Lamba (na marginesie: jeżeli jeszcze nie widzieliście popisów Gary’ego Oldmana w tej roli, koniecznie nadróbcie, to widowisko jedyne w swoim rodzaju; serial „Kulawe konie” jest do obejrzenia na Apple TV). Do Lamba, którego sarkazm idzie w parze z brakiem higieny osobistej, trudno się przyzwyczaić (a już zwłaszcza do jego obrzydliwych nawyków), ale dla nas, czytelników, jest jak powiew świeżego (sic!) humoru. Dużo większą sympatią darzymy jednego z podwładnych Lamba, Rivera Cartwrighta, który w tym tomie wysuwa się na pierwszy plan – on i jego rozterki związane z postępującą demencją ukochanego dziadka, zarazem legendy MI5, tajnego agenta z czasów zimnej wojny. River jeszcze nie wie, że zaraz zostanie rzucony w sam wir wydarzeń, gdy na jaw zaczną wychodzić tajemnice – bo jak głosi pierwsze prawo Ulicy Szpiegów (swoistego stanu umysłu tajnych agentów): „Sekrety nie pozostają sekretami”.

W „Ulicy Szpiegów” napotykamy zatem starych, dobrych znajomych – zdrowiejącą alkoholiczkę Catherine Standish, komputerowego nerda Roddiego Ho (który, uwaga, ma dziewczynę!) czy Louisę Guy, której to właśnie udało się podnieść po śmierci partnera, gdy niespodziewanie otrzymuje kolejny bolesny cios. Poznajemy też nowych bohaterów – między innymi świeżo mianowane Pierwsze Biurko, czyli Claude’a Whelana, którego entuzjazm i zapał do pracy będą na dzień dobry konsekwentnie gaszone narastającym kryzysem wywołanym atakiem w centrum handlowym.

W „Ulicy Szpiegów” trup ściele się dość gęsto, atmosfera – zwłaszcza w niektórych kręgach – robi się coraz bardziej duszna, tempo zdarzeń narasta. A my, czytelnicy, czujemy się w tym jak ryby w wodzie: fantastyczny język Micka Herrona; świetnie wykreowane postaci, których dziwactwami, osobistymi historiami i niezaprzeczalnymi wadami aż się rozkoszujemy; i ta fabuła – z mocnym hukiem na początku, mnóstwem intryg na najróżniejszych etapach (i szczeblach), słowem: efektownie rozwijająca się na naszych oczach opowieść z dobrym finałem. Rewelacyjna kontynuacja znakomitych poprzedniczek: „Kulawych koni”, „Martwych lwów” i „Prawdziwych tygrysów”!